4 lutego był dobrym dniem na rajd motorowy. Pogoda dopisywała, na trasie było sucho, a szlaki nie były „zawalone” turystami. Zaczęliśmy o 10.00 w Bodzentynie. Najpierw kierownictwo rajdu (Piotrek Zgoda, Boguś Ciastek) rozdali uczestnikom mapy rajdowe i naklejki – potwierdzenia do odznaki motorowej. Zaraz potem zaczęliśmy zwiedzanie Zagrody Czernikiewiczów – świetnie zachowanej dzięki staraniom Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni. O obiekcie opowiedziała nam lokalna opiekunka zabytku.
Przy okazji w Bodzentynie okazało się, że Wojtek – najmłodszy uczestnik rajdu – wykazuje wyjątkowe zainteresowanie świeczkami i zniczami. Każdą napotkaną świeczkę chciał ustawiać po swojemu – nawet na pomniku poświęconemu wydarzeniom II wojny światowej. Kilka godzin później zajmował się przestawianiem świeczek także w restauracji, w której jedliśmy obiad.
W Bodzentynie niektórzy uczestnicy rajdu postanowili jeszcze zwiedzić dodatkowo ruiny zamku biskupów krakowskich, po czym ruszyliśmy do Świętej Katarzyny. Tam zaczęliśmy nasze zwiedzanie od kapliczki Żeromskiego – w 1882 roku Stefan, wówczas jeszcze uczeń, dokonał aktu wandalizmu. Odwiedzając ze szkolnym kolegą Świętą Katarzynę, wyrył na wewnętrznej ścianie kaplicy grobowej Janikowskich pamiątkowy napis, który dzisiaj jest atrakcją turystyczną.
Pierwszy szczyt do Korony Gór Polski
Ruszyliśmy czerwonym szlakiem na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę. Przy okazji okazało się, że nie wszyscy mogą iść, gdyż Tadzio zatrzasnął swoje kluczyki w samochodzie i musiał poczekać, aż z Radomia „dojedzie” zapasowy komplet. Ci, którzy poszli na spacer w góry, widzieli m.in. miejsca upamiętniające losy miejscowej ludności w czasie II wojny światowej, kapliczkę św. Franciszka i źródełko z krystalicznie czystą wodą. Najmniej wejściem na Łysice zmęczył się Wojtek – przez większość czasu był noszony przez innych uczestników.
Zima w tym roku nie dopisała i nawet w Górach Świętokrzyskich niemal nie ma śniegu. Tym większe wrażenie zrobiły na nas szczytowe partie Łysicy – oszronione i oblodzone, tworzące magiczny klimat, jak w świętokrzyskich legendach pełnych czarownic. Kilka minut na gołoborzu (to główna atrakcja przyrodnicza Parku Narodowego Gór Świętokrzyskich), kilka zdjęć na szczycie – i można wracać. Gdy zeszliśmy z powrotem do Świętej Katarzyny, nadszedł czas na posiłek. Fantastyczne ciasto dla wszystkich uczestników upiekła Agata, która w trakcie rajdu zajmowała się dokumentacją fotograficzną imprezy. Tadzio odzyskał kluczyki do samochodu, nasz rajd motorowy mógł więc ruszyć dalej.
Nadszedł czas na Nową Słupię. U podnóża Łyśca (Łysej Góry) odwiedziliśmy Muzeum Starożytnego Hutnictwa Świętokrzyskiego. Sympatyczny przewodnik miał chyba wreszcie okazję „wyżyć się” przewodnicko, bo trafił na grupę mocno zainteresowaną tematem. W Nowej Słupi zjedliśmy obiad (najmłodsi uczestnicy ponad godzinę czekali na naleśniki – tragedia!), w tym czasie Boguś postanowił pójść do klasztoru Świętego Krzyża na Łysej Górze. Reszta ekipy „zaatakowała” Łysiec od zachodu, czyli asfaltową drogą. Było już ciemno, więc nie mieliśmy szans na widoki z góry, ale za to trafiliśmy do klasztoru, gdy już opuścili go wszyscy turyści. Dzięki temu mieliśmy ciszę, spokój i prawdziwie uduchowioną atmosferę. A oświetlony nocą klasztor wygląda przepięknie!
Na tym zakończyliśmy nasz rajd motorowy, już planujemy kolejne. Dołączcie do nas!